|
| Zaginione cenne miecze, mafia i duchowni |
|
|
Wysłany: Śro 13:50, 23 Gru 2015 |
|
|
|
Dzisiaj śnił mi się dosyć bogaty sen, który mógłbym podzielić na dwie części. W pierwszej części wraz z bratem szukałem w Watykanie dwóch zaginionych mieczy. Pewien duet wysoko postawionych duchownych (na pewno byli to księża, ale nie jestem pewien, czy byli zakonnikami) również szukał tego skarbu, duet ten był nastawiony przeciwko mnie i bratu. Jeden z tych duchownych był taki bardziej "zły"... Zależało mu na znalezieniu mieczy za wszelką cenę, miał też swój interes w wykorzystaniu tych mieczy. Drugi z duchownych to taki typ służącego, w którym w kluczowym momencie historii budzą się dobre cechy i który ostatecznie buntuje się przeciwko swojemu podłemu chlebodawcy/przywódcy (w moim śnie był to pierwszy duchowny, który przewodził poszukiwaniom), a pomaga głównym bohaterom - we śnie drugi duchowny obronił mnie i brata przed pierwszym duchownym. Nie pamiętam dokładnie, w jaki sposób duchowny nas obronił, ale wyszło na to, że znaleźliśmy z bratem miecze i opuściliśmy Watykan.
Początkowo druga część snu zdaje się nie mieć nic wspólnego z pierwszą częścią. Diametralnie zmienia się otoczenie i sytuacja. Przenoszę się do swojego rodzinnego domu, w którym obecna jest cała rodzina - ja, brat, mama, tata i babcia (mój dziadek zmarł kilka lat temu, dlatego we śnie go nie było). Jak pamiętam, śniłem tam coś o spędzaniu czasu z rodziną, niemal zapomniałem o mieczach. Jednak po pewnym czasie przed domem pojawiają się obcy ludzie, cały tłum, który we śnie wyglądał jak czarne zajawki ludzkich postaci. Zrozumieliśmy, że to mafia nas odnalazła i przyszła po miecze. Pakujemy się więc do samochodu i odjeżdżamy. Co warte odnotowania to to, że w domu została babcia, choć sam w ogóle nie wiem, czemu. Pamiętam, że strasznie się o to martwiłem i bałem się o babcię (żeby mafia nic jej nie zrobiła), a mama próbowała mnie pocieszyć i wyraziła nadzieję, że babci nic się nie stanie. Sama ucieczka z domu do samochodu odbyła się jednak bardzo łatwo. Nie było wtedy stresu związanego z całą sytuacją, ani strachu o własne życie. To było tak, jakbyśmy wybierali się na krótką rodzinną przejażdżkę - zwyczajnie idziemy do samochodu, mijając czarne postacie, jakby ich w ogóle nie było. Dopiero kiedy odjechaliśmy obudził się we mnie niepokój, a w końcu strach i myślałem, co zrobić z tymi mieczami. W końcu najpierw powiedziałem tacie, żeby pojechał do naszego księdza, ale szybko zmieniłem zdanie i poprosiłem, żeby pojechał do franciszkanów (nawiasem mówiąc, kilkanaście kilometrów od mojego domu jest klasztor franciszkanów, których zawsze lubiłem, więc ta prośba miała pewne odniesienie do rzeczywistości). Miałem przeczucie, że oni będą wiedzieli, co zrobić. Miecze były zresztą powiązane z religią, ale jak dokładnie - nie pamiętam. Obydwa miecze miały też swoje nazwy, ale tych nazw też nie pamiętam. Wiem jedynie, że nazwa jednego z mieczy zaczynała się na "P". Dotarliśmy do franciszkanów i oddaliśmy jednemu z zakonników miecze do zbadania. Po krótkim przyjrzeniu się mieczom zakonnik oznajmił, że miecze są podrobione. Potem pojawiło się paru gości z mafii, którzy powiedzieli, że nic nam nie zrobią (takie klasyczne "już wszystko dobrze), wzięli fałszywki i na tym koniec.
Przeglądałem w Internecie parę senników, ale w tym śnie jest tyle symboli, że nie mam pojęcia, czego szukać. Bardzo rzadko szukam znaczenia snów, ostatni raz robiłem to dobre 7 lat temu. Może jednak ktoś będzie miał ochotę przeanalizować ten sen i napisać tutaj swoją wersję jego znaczenia. Chętnie przeczytam, co ten długi (rzadko śnią mi się takie długie sny, które w miarę dobrze pamiętam po przebudzeniu) sen mógłby oznaczać. |
|
|
|
|
|