|
Na początku snu na jakiejś stronie poznałam datę swojej śmierci i jej okoliczności. Był to 19 listopada bieżącego roku, co więcej w okolicznościach było wpisane: wielka radość przemieni się w cierpienie, zginie najprawdopodobniej pod gruzami budynku, przygnieciona czymś większym.
Kolejna scena, wszystko dzieje się rzeczonego 19stego listopada: jestem na ślubie. W zależności od momentu snu jest to na zmianę ślub kogoś mało mi znanego i moich przyjaciół. Żeby się tam dostać, musiałam przebiec przez ruchliwą ulicę, i w tym samym momencie usłyszałam sygnał policyjny i zobaczyłam ludzi biegnących w różnych kierunkach. Zaczęła się obława, przeszłam przez dziurę w ogrodzeniu z białej folii. Trafiłam na coś w rodzaju szkieletu budynku/parkingu, wszystko w bieli. Pomyślałam, że mogę się tu przespać, cały czas bałam się śmierci. Jednocześnie przekonywałam siebie, że nie ma się czego bać i będzie co ma być. W tym momencie okazało się, że to właśnie w tym budynku ma się odbyć ślub, na który zostałam zaproszona.
Przez cały czas mam ochotę się stamtąd wyrwać, wyobrażam sobie że wszystko się wali. Po jakimś czasie dowiaduję się, że wesele ma się odbyć w jeszcze innym budynku, który jest dość niepewny i naprawdę może się zawalić. Przez coś w rodzaju kuchni postanawiam uciec stamtąd, by przepowiednia się nie spełniła. Cały czas pada deszcz, a jedynym bezpiecznym miejscem wydaje mi się coś pod gołym niebem. Zastanawiam się jednak, co jeśli uderzy mnie piorun?
Reszta snu jest dość mętna, w końcu jednak okazuje się, że nie zginęłam.
Niepokoi mnie sam schemat przewidzenia daty - co to może oznaczać? Czy okoliczności, które się z tym wiążą, mają jakieś znaczenie? Z góry dziękuję bardziej doświadczonym interpretatorom. |
|
|
|