|
Często polegam na moich snach. Ich przekaz na ogół były jasne i oczywisty, jednak kilka nocy temu przyśnił mi się bardzo niepokojące marzenie senne, nie potrafię go w żaden sposób zinterpretować.
Siedzę z przyjaciółką na ławce, w ogrodzie, na wyspie Capri,gdzie byłam w wakacje. Pada deszcz. Nagle zauważyłyśmy bezdomnego kradnącego portfel z czyjegoś plecaka. Moja przyjaciółka bardzo oburzona zaczyna krzyczeć na przybłędę. On ją jednak ignoruje , jak szaleniec mamrocze do siebie , rzuca skradziony portfel w okolice ławki na której nadal siedzę , niby udając że chce go podnieść schyla się do naszych rzeczy i ukradkiem wyjmuje pieniądze z torby mojej przyjaciółki. Tym razem ja zaczynam go upominać, że nie są to jego pieniądze, i musi je natychmiast oddać. Wtedy zwraca sie do mnie przodem zauważam, że pieniądze zmieniły się w dwie pognieciona karty do gry, Piątkę kier i króla trefl. Widzę też dopiero teraz jak obszarpaniec wygląda, nie jest to starzec jak sadziłam wcześniej tylko czarnoskóry młody człowiek , twarz ma pokryta białą, popękaną, farbą, prawie białe oczy są ślepe, nad górną wargą ma ciemną niewielką bliznę. Mówi do mnie w niezrozumiałym języku wiem tylko że ostrzega mnie przed znaczeniem kart.
Nie wiem co to ma znaczyć wiem, że jest to warze bo nigdy nie zapamiętuje zwykłych majaków z aż takimi szczegółami. |
|
|
|