|
Mam 28 lat, od dziecka nie śniły mi się koszmary, aż do wczoraj. Jeżeli ktoś będzie w stanie pomoc mi w wytłumaczeniu snu to będę wdzięczny, był on tak realny, iż zacząłem się zastanawiać czy naprawdę czegoś nie znaczy. Pamiętam tylko fragment ale ten najważniejszy...
Jestem w środku okręgu z otaczających mnie ludzi. Leżę na takim jakby ukośnym podwyższeniu. Niektórzy ludzie w okół stoją, niektórzy coś porabiają jakby zajmowali się swoimi rzeczami, jednakże każdy ma swoje miejsce w okręgu. Ja jestem związany łańcuchami, kajdanami. Nie mogę uciec, ledwo się poruszam. W środku okręgu oprócz mnie znajduję się jeszcze "coś". Nie wiem jak to określić... było to coś jak potwór, szatan, na pewno jakaś forma zła, od której było to czuć. To coś chodziło z początku między tymi ludźmi i do rozmawiało z nimi. Później stanęło przede mną i zaczęło jakby wysysać energię z otaczających mnie ludzi, jakby zbierało siły. Kiedy już zebrało dość sił podeszło do mnie przemówiło coś szeptem i chciało mnie ugryźć. W momencie jak poczułem zęby na twarzy to się obudziłem.
Wiem, że trochę śmiesznie brzmi całość ale jeśli ktoś mnie chociaż ukierunkuje co to może znaczyć to naprawdę będę wdzięczny. Wierzę, że sny są obrazem otaczającego nas życia. Pozdrawiam. |
|
|
|